Muszę powiedzieć, że ostatnio mam szczęście do szkoleń i warsztatów, a to w którym wziąłem wczoraj udział w moim wewnętrznym rankingu plasuje się bardzo wysoko. No bo i Werner Busch, zajmujący się bonsai prawie 40 lat, z niebanalnym podejściem oraz głębią odpowiedzi na pytania sprawił, że szkolenie zamieniło się w podróż po różnych zakamarkach sztuki bonsai, która mogłaby trwać bez końca.
Werner Busch
Będąc w Polsce nazwisko Wernera Buscha kojarzyło mi się z autorem jednej z książek, którą mam na półce.
Po przyjeździe do Hanoweru Volker zabrał mnie do muzeum bonsai w Düsseldorfie, gdzie poznałem Wernera. Byłem też na jednym z klubowych warsztatów, na które został zaproszony jako prowadzący.
Tymczasem Werner zajmuje się bonsai dokładnie tyle lat, ile ja żyję na tym świecie 🙂 Pierwszy kontakt z bonsai miał w 1979 roku, dwa lata później wstąpił do Niemieckiego Klubu Bonsai. W zarządzie klubu był w latach 1993 do 2000. W 1993 roku wydał swoją pierwszą książkę, o tworzeniu bonsai z drzew rodzimych. Od tego czasu na rynku pojawiło się wiele publikacji Wernera, które zostały przetłumaczone na 10 języków. Obok muzeum prowadzi również intensywną działalność szkoleniową.
Warsztaty
Ja zwykle z warsztatów wróciłem z wieloma notatkami. Werner chętnie dzielił się swoją wiedzą, zgłębiając poruszane aspekty i cierpliwie odpowiadając na pytania. Od sosen, przez jałowce, cyprysy po modrzewie. Niezwykły urodzaj wiedzy.
Sosna naszego synka
Część z Was domyśliła się bardzo dobrze znaczenia dla mnie tej sosny po lekturze tego wpisu. Jest to bowiem drzewko, które Kamyk kupiła dla mnie z okazji cudu, który dołączy do nas pod koniec maja tego roku.
Zgodnie z planem po przesadzeniu sosna drobnokwiatowa trafiła na warsztat z Wernerem, aby pod jego okiem przejść pierwsze formowanie. Bardzo podobało mi się, że Werner najpierw wytłumaczył mi kilka kluczowych aspektów związanych z prowadzeniem kokonoe.
Okazało się, że jest to dość trudny w prowadzeniu gatunek sosny drobnokwiatowej, która niezbyt lubi być poddawana zabiegom formowania, dlatego redukcję grubszych konarów należy rozłożyć na kilka sezonów.
Sosnę drobnokwiatową warto drutować nieco luźniej i najlepiej miękkim aluminiowym drutem, który jest bardziej miękki, dzięki czemu nieco dłużej może pozostać na drzewku. Ja ponieważ nie miałem aluminium, drut będę najpewniej musiał zdjąć już za kilka miesięcy powtórzyć drutowanie.
Następnie przedyskutowaliśmy styl, w którym drzewko ma być prowadzone. Zależało mi, aby było w stylu pochylonym, ale zdaniem Wernera, szkoda byłoby nie wykorzystać potencjału, który to drzewko oferuje. Stąd też po korekcie kąta, drzewko zmieniło się w moyogi.
Następnie pamiętając o rozłożeniu redukcji zieleni na kilka sezonów ułożyliśmy pierwszą gałązkę. Drzewko ma mnóstwo pąków i nawet jeżeli część z nich została uszkodzona podczas drutowania, to już w najbliższym sezonie drzewko powinno ładnie wypełnić chmurkę.
W pracy z Wernerem bardzo podoba mi się, że on tłumaczy, pozwala ci pracować, następnie koryguje mały fragment i pozwala tobie zrobić resztę. Dzięki temu sam podejmujesz decyzje. Początkowo ostrożnie, a następnie zaczynasz pracować coraz szybciej i zdecydowanie, bo zrozumiałeś, co tobie chciał przekazać. No własnie przekazać, a nie zrobić drzewko za ciebie.
Ostatecznie nie udało mi się skończyć drzewka i wróciłem z pracą do domu i z zadaniem, aby możliwie dużo zadrutować i ułożyć jeszcze tego samego dnia. Wynika to z tego, że na kolejny dzień drzewko już zacznie się przeorganizowywać i aby chwilę później nie musiało robić tego ponownie, należy prace skończyć możliwe w jeden, maksymalnie dwa dni.
Stąd też po powrocie do domu od razu zabrałem się do pracy i na dzisiaj zostało mi wykończenie korony drzewka. W tym tygodniu zabiorę ją do Volkera i zrobię zdjęcie w lepszym oświetleniu.