Nie zapeszając, półtora miesiąca po przesadzaniu sosna wygląda w porządku. Wiem, że nie mogę być jeszcze spokojny, gdyż jak to się mówi „sosny umierają długo”, ale powoli nabieram optymizmu.
To szczególna sosna, którą otrzymałem od Kamyka (krótko po tym, jak zaszliśmy w upragnioną ciążę), a którą będę chciał kiedyś przekazać synowi, jest moim oczkiem w głowie.
Planuję zabrać ją na kolejne spotkanie moim Nauczycielem, aby lepiej zdiagnozował jej stan po stanie igieł. I wtedy już najprawdopodobniej zostawię ją na zimę u niego, aby przeżyła ją nie narażona na mróz. Niech nabiera sił, tym bardziej, że w styczniu planuję zabrać ją na warsztat z Wernerem Buschem i pewnie podziałamy nieco.