„To co, wpadniecie? Dziewczyny napiją się wina, a my zrobimy jałowca.”, tak mniej więcej brzmiało zaproszenie od Marcina Gajewskiego, które w ostatnią sobotę wpadło mi na mesendżera. Nie wahałem się właściwie chwili, drżąc tylko oto, czy Kamykowi będzie chciało się jechać do Warszawy taki kawał drogi 🙂 Ale i tym razem był happy end 🙂
Wzywanie
Naszym wyzwaniem był jałowiec itoigawa Marcina, którego linia życia w dolnej części pnia była zbyt prosta. Dodatkowo wygląd był zbyt spokojny i mało dramatyczny, mimo obecności martwego drewna. Patrząc na to drzewo trudno było wyobrazić sobie jego intensywne zmagania z naturą.
Zmiana stylu
Mimo iż jakość pierwotnego zadrutowania była słaba, postanowiliśmy poprawić je jedynie w tych miejscach, gdzie było to konieczne, aby nadać gałęziom odpowiednią pozycję (w przeciwnym razie rozdrutowywanie i ponowne drutowanie zajęłoby nam więcej czasu niż mieliśmy do dyspozycji).
W toku przemyśleń zdecydowaliśmy się na kilka głównych zmian:
- zmieniliśmy front w ten sposób, aby u nasady pnia były widoczne obie żyły życia
- z dawej gałęzi tylnej usunęliśmy zieleń a całość okorowaliśmy
- wierzchołek drzewa został naprostowany przy pomocy pręta i odciągów
- gałąź kaskadowa została mocno wygięta w kierunku widza i zamocowana odciągiem
- zieleń przerzedziliśmy i ułożyliśmy w chmurki
Tak sobie pracowaliśmy
W miłych okolicznościach przyrodniczo-ludzkich i psich pare fotek by Kamyk ♥
Ktoś czuwa (w wersji mini i maksi 🙂
Dobra robota. Zmiana frontu wyszła na dużo lepiej. Jest dramatyczniej, pełnia głębi i szczegółów!
Dziękujemy 🙂 czyli cel osiągnięty 🙂