Oyakata – parę pytań bez jednej odpowiedzi


Oyakata to zbitka dwóch słów: oya – rodzic oraz kata – droga.

W świecie bonsai czy sztuk walk tym tytułem uczniowie określają czasem swoich mistrzów.

Jeżeli oyakata to „droga rodzica”, to mistrz jako rodzic, chcąc przekazać swoją wiedzę (jak w naturze geny) swojemu uczniowi (dziecku), wybiera go (płodzi / rodzi) i naucza (wychowuje).

Pojęcie to zakłada – w moim odczuciu – inicjatywę po stronie tego, który posiadł się wiedzę i zna drogę. To on wybrawszy ucznia, staje się dla niego oyakata, czyli takim nauczycielem, którego celem jest przekazanie najlepszej wiedzy swojemu następcy,  a zarazem kontynuatorowi.

Ścieżka rozwoju ucznia polegająca na nawiązaniu relacji z mistrzem, byciu przez niego wybranym, jako kontynuator drogi, zakłada poniekąd relację rodzica, który posiadł doświadczenie i przekazuje je synowi-uczniowi, który ma chęć jej poznania i bezgraniczną ufność w drogę swego mistrza. Uczeń zdobywający tajniki wiedzy i mistrz cierpliwie nauczający, motywujący i cieszący się postępami ucznia.

Zakłada zatem bardzo bliską relację, w której mistrz wybiera następcę i niejako zaszczepia w nim siebie. Zastanawiam się nawet, czy nie ma tutaj idei zbieżnej poniekąd z reinkarnacją – mistrz odradzający się w uczniu i uczeń, będący kontynuacją doświadczenia mistrza i mistrzem dla swojego ucznia.

Śledząc życiorys M. Kimury wyczytamy, że – osierocony przez ojca – został oddany przez matkę na naukę mistrzowi Motosuke Hamano w wieku 15 lat i spędził razem z nim kolejne 11 lat zanim udał się własną drogą. Czy zatem relacja mistrz-uczeń, jest w jakimś sensie pokrewna do relacji ojciec-syn? Zastępuje ją? A może uzupełnia- jeżeli tak, to w jakim zakresie? Czy wymaga ucznia w wieku młodzieńczym a mistrza w wieku dojrzałym? Czy jest możliwa podobna relacja już w dorosłym świecie?

Czy uczeń potrafi docenić wiedzę starszych, podejść do niej z szacunkiem, chęcią zgłębienia, zrozumienia, zanim uda się własną drogą?

Czy jest w nim może zbyt dużo indywidualizmu, za mało pokory, zbyt wiele potrzeby negowania i pragnienia zbyt szybkiego wyruszenia własną drogą, a zbyt mało cierpliwości, wytrwałości i ufności?

Czy wreszcie doświadczeni bonsaiści w naszej części świata (może w Polsce) mają taką potrzebę dzielenia się wiedzą i tajnikami swojego doświadczenia, aby przekazać ją kontynuatorom? Czy w naszej kulturze taka relacja jest możliwa?

Czy wystarczy być autorytetem w bonsai, aby zostać oyakata? Czy potrzebna jest raczej właśnie zbudowanie relacji mistrz-uczeń, będącej sensem tego pojęcia, w moim rozumieniu?

Czy mistrzowie mogą sami się określać mianem oyakata? Czy klienci warsztatów to faktycznie uczniowie w rozumieniu pojęcia oyakata i relacji za nim stojącej?

Jak ocalić wiedzę mistrza przed zapomnieniem po jego śmierci?

Kto wybiera kogo? Mistrz ucznia? Uczeń mistrza? Jak rodzi się ta relacja?

Co kieruje mistrzem? Jak i kiedy rodzi się pragnienie przekazania wiedzy i kontynuacji swojego dziedzictwa w uczniu?

Jak zostać mistrzem a nie sprzedawcą usług?

Jak stać się uczniem a nie klientem?

Jeden komentarz do “Oyakata – parę pytań bez jednej odpowiedzi”

  1. Dobre pytania choć ciężko na nie odpowiedzieć nie badając tematu głębiej. Osobiście uważam że mianem mistrza mogą daną osobę/nauczyciela określać uczeń/uczniowie dla których ów nauczyciel jest mistrzem ale nie jestem zwolennikiem by ktoś sam sobie nadawał ten tytuł i określał min sam siebie.
    Podobnie jak to ma często miejsce w karate gdzie uważa się że 5dan daje prawo do posiadania tytułu SHIHAN choć wiadomo że taki tytuł nadaje grono kilku najwybitniejszych mistrzów. 1dan również nie oznacza tytułu SENSEI.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.