Niestety ten rok mogę uznać dla tego jałowca za stracony. Ze względu na duży problem z zamieraniem młodych pędów na wiosnę, przez główną część sezonu walczyłem o to, aby ustabilizować jego stan.
Wszystko zaczęło się po przesadzeniu drzewka wczesną wiosną do nowego podłoża. A tak się wahałem, czy przesadzać wtedy, czy może jednak poczekać do jesieni. Wygląda bowiem na to, że lepszym okresem byłaby jesień, gdy zaczynają rozwijać się korzenie, a drzewko nie inwestuje już w rozwój zieleni. Przesadzając iglaki na wiosnę wyhamowujemy ich rozwój, gdyż drewko zamiast iść w rozwój korony, zaczyna odbudowywać korzenie.
Myślę, że może zbyt mocno przyciąłem bryłę korzeniową, co osłabiło drzewko i spowodowało, że stale łapało grzyby powodujące zamieranie wierzchołków, które są źródłem auksyn, które są dają impus do odbudowy korzeni. A tak miałem błędne koło. Korzenie zostały przycięte. Drzewko zaatakował grzyb, powodujący usychanie wierzchołków wzrostu. Czyli nie było źródła auksyn, to i korzenie znacznie słabiej się rozwijały. Błędne koło. Dopiero wielokrotny regularny oprysk i regularne usuwanie martwych części, co jednak kosztowało drzewo wiele sił.
Na szczęście na jesień jałowiec już w widoczny sposób odzyskał wigor i może w przyszłym roku nie będzie puszczał iglastych przyrostów…
Jest też ponownie do ułożenia, gdyż kilka gałęzi stracił.
Zadaniem na kolejny czas jest wyprowadzenie podstawy poszczególnych chmurek. Dlatego póki co iglaste przyrosty nie martwią mnie aż tak, gdyż dopiero na nich ma się ukształtować ostatecznie zieleń.